Szczęście nie przyszło

Wspominalam juz o "to tylko dziecko" zamiast "to aż dziecko". Niestety w mojej rodzinie panowało to pierwsze przekonanie. O dziecku nie myślało się jak o istocie myślącej i czującej, ale poprostu będącej z samego faktu bycia. Owszem była nas dość spora gromadka, moze brakowało czasu na zajęcie się każdym z osobna, ale chociaż raz na jakiś czas by się przydało. Miło byłoby, gdyby ktoś chciał posłuchać co nam do powiedzenia, posłuchać o moich problemach i wesprzeć mnie w ich niwelowaniu. Ale nikt nie miał na to czasu, a ja odwagi na tego typu rozmowy. Nie potrafiłam opowiadać o tym, że nie jestem zbytnio akceptowana w grupie w szkole, nie potrafiłam powiedzieć, że dzieci się ze mnie śmieją i mi dokuczają. Byłam inteligentnym dzieckiem i wiedziałam, że to może być problem dla rodziców, że coś chce itp. A ja znałam moja rodzinę od podszewki, jej liczne kłopoty i nie chciałam dokładać kolejnych.

Pamiętam jak kiedyś jedna z sióstr powiedziała z wyrzutem, że słyszała, ze siedzę na przerwie sama, że nie nam żadnej koleżanki. Owszem była to prawda. Moze gdyby siostra powiedziała to inaczej, to otworzyłabym się i odpowiedziałabym o tym wszystkim. Ale wyczułam w hej głosie niezadowolony ton. Dlatego uciekłam od tego tematu.

Gdy miałam przystąpić do pierwszej komunii moi rodzice z trudem jakąś pracą dodatkową zdobyli środki na zakup używanej sukni oraz przygotowanie skromnej uroczystości dla najbliższej rodziny. Hmmm...nawet nie dostałam wtedy roweru. Wszystkie dzieci w klasie dostały rower. Te z mniej zamożnych rodzin składaki, ale większość dostala kolarzówki lub rowery górskie. Tylko ja jedna, najbiedniejsza dostałam magnetofon jamnik, zegarek, album na zdjecia, słownik języka polskiego i baśnie braci Grimm. To byla cala lista moich prezentów. A do tego moim rodzicom nie wystarczyło pieniędzy na składkę , którą wpłacali wszyscy na strojenie kościoła i pamiątkę z komunii. Do ostatniej chwili mama nie była pewna, czy ja tę papierową pamiątkę otrzymam. Ale otrzymałam. Dodatkowo okazało się, że zostało trochę pieniędzy z tej składki, toteż zorganizowano nam wycieczkę. Pamiętam jak mama powiedziała w domu " widzicie, nie zapłaciliśmy składki, a jeszcze może pojechać na wycieczkę". No cóż fakt był właśnie taki, ale po co mi była ta wiedza? I tak czułam sie na c dzień gorsza od innych, a wiedząc o tym, podczas komunii obawiałam się, że któreś dziecko też wie to od swoich rodziców i powie to głośno. Tak samo na wycieczce, starałam się nie rzucać w oczy, w tej samej obawie. A gdy podczas wycieczki Pani kupiła każdemu frytki, bo i na to wystarczyło pieniędzy, to nie chciały mi przejść przez gardło. Przeciez gdyby rodzice znali i przestrzegali granic wiedzy dla dorosłych i dla dzieci, nie czułabym sie na starcie gorsza?


Kiedys do mojej klasy dołączyły nowe dziewczynki: córka dowódcy pobliskiej jednostki wojskowej, córka gminnego lekarza i córka wójta. Pamiętam, że siedziałam przy stole i siostra, która się o tym dowiedziała, pytala mnie o nie. Mama usłyszawszy, czyje dzieci będą w nowym roku chodzić do klasy skwitowała to w mojej obecności jednym zdaniem "TYLKO NASZA ANIA TAKA PROSTACZKA". Do oczu napłynęły mi łzy i jak tylko mogłam najbardziej niepostrzeżenie ulotniłam się po angielsku do łazienki, gdzie wypłakałam sie porządnie po tym co usłyszałam. Po latach wspomniałam o tym mamie, ale powiedziała, że tego nie pamięta i ze raczej chodziło jej, że z prostej rodziny. Ale jak można tak podłamywać swoje dziecko? Rodzice powinni być podporą. Powinni podbudowywać, za to moi swoimi wywodami wprawiali mnie w świadomość swojej nic nie wartości.

 
Pewnego razu starsze siostry uznały ze moznaby wyprawić mi skromne urodziny. Mogłam tez zaprosić koleżanki. Bardzo sie cieszyłam na ten dzień. Nigdy wczesniej nie organizowano mi urodzin. Byłam bardzo podekscytowana. Zaprosiłam kilka koleżanek z klasy. Miedzy innymi zaprosiłam córkę dowódcy jednostki wojskowej, mimo wysoko postawionego ojca byla dość mila i nie zadzierała nosa oraz nie intrygowała jak inne. Nie mieliśmy wtedy telefonu i długo czekałam żeby przyjechała, bo potwierdziła przybycie. Jednak nie dotarła. W poniedziałek przyniosła mi do szkoły prezent i przeprosiła, że nie przybyła, tłumacząc to jakimiś sprawami rodzinnymi, które niespodziewanie spadły na jej rodziców. Opowiedziałam o tym rodzicom po powrocie ze szkoły, ale chwiejny już tata bez żadnej krępacji powiedzial patrząc na mnie żałośnie : TAK, TAK PAŃSTWO WIELKIE NIE BEDZIE SIĘ Z BIEDOTĄ I PROSTAKAMI BRATAĆ. JA TO WIEM.

 Jak miałam budować poczucie własnej wartości? Dzieci sie ze mnie śmiały, rodzice mnie tylko utwierdzali w poczuciu nic nie wartości...

Rzadko brałam udzial w szkolnych wyjazdach i wycieczkach. Zdarzyło sie jednak pewnego razu, ze mogłam pojechać do kina. Ale na inne rzeczy kieszonkowego nie dostałam. Kiedy po seansie autokar podjechał pod McDonald, prawie wszystkie dzieci poszły kupić sobie zestawy happy meal. Ja bylam w tej nielicznej  grupie, ktora została w autokarze. Podszedł do nas kierowca autobusu i w trakcie rozmowy powiedział, że dobrze robimy, że mądre z nas dzieci, bo to nie jest zdrowe jedzenie. Kotlet z hamburgera nazwał psem zmielonym razem z budą. Trochę nas rozbawił, a troche tez pocieszył biedne sierotki. W domu opowiedziałam o tym mamie, która zamiast podtrzymać jego słowa odparła"ON TAK TYLKO MÓWIŁ ŻEBY WAS POCIESZYĆ" Na miłość boska!!!!! Obcy facet mnie pociesza itp, a ona rozwiewa te miłą chmurkę i rzuca jak szmatą o chodnik. Gdzie wrażliwość na to co słyszy dziecko? Aha zapomniałam. No tak. Przeciez to tylko dziecko!

Inna sytuacja, której nigdy nie zapomnę i na pewno nie zrozumiem miała miejsce gdy bylam w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Odwiedziły mnie dwie koleżanki. Mama wysłała mnie do sklepu i kazała kupic torebkę cukierków. Później, jak to w biednej dużej rodzinie , nie wysypała ich na talerzyk, tylko dawała po jednym każdemu, do czasu ich wyczerpania. Siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, bo tak mnie wychowano, a w środku zanosiłam się do płaczu. Mama tak skrupulatnie dzieliła te cukierki, ze obdarowała wszystkich, łącznie z moimi koleżankami, a zapomniala o mnie. Chociaż to ja poszłam je kupić i to ja byłam jej najmłodszym dzieckiem. Nie dostałam  ani jednego
i nikt nawę tego nie zauważył. Dopiero jedna z koleżanek zapytała, dlaczego nie mam papierków do wyrzucenia.  Czy ktoś z was może to sobie wyobrazić?? Jak można zapomnieć o własnym dziecku????



Dodaj komentarz






Dodaj

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl