Tobie również, jak większości osób babcia kojarzy się z ciepłym spojrzeniem, kojącym dotykiem dłoni, kubkiem gorącego kakao i mięciutkim rogalikiem oraz pocieszeniem w strapieniu?
Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę.
Ja wychowałam się z jedną babcią. Druga zmarła na wiele lat przed moim urodzeniem. W związku z tym w moim życiu była pewna pustka. Brakowało mi jej. Często o niej myślałam, zastanawiając się, czy by mnie lubiła, czy mogłabym się jej zwierzać, a ona by mnie pocieszała w smutku. Czy piekłaby dla mnie pyszne ciasteczka i robiła ciepły szalik na zimę?
Tak bardzo o tym myślałam, bo tego potrzebowałam, a nie znalazłam tego u żyjącej babci. Wręcz sprawy miały się odwrotnie.
Babcia mieszkala zaledwie dwa kilometry od nas. Prawie codziennie przyjezdzala rowerem do nas, rozsiadala sie, a mnie wysylala po zakupy, choc doskonale sama mogla to zrobić. Pamiętam , ze latem zawsze kazala kupic sobie loda milorda. Byly to najlepsze lody, jakie byly w naszym sklepie. Karmę zalany śmietankowym lodem, a całość zstopiona w grubej mlecznej czekoladzie okraszonej orzechami. Po przyniesieniu zakupów brala siatkę i resztę. Nigdy nie otrzymałam nawet słowa dziękuję. A babcia na oczach moich i mamy otwierals sobie tego loda i jadla niespiesznie nie zwracają na to uwagi, ze my na nią patrzymy. Czasem mama dala jakies drobne żebym poszła kupic sobie loda a czasami i dla niej, ale nas nie bylo stać na milorda, tylko na najtańsze wodne lody na pocieszenie. Babcia zawsze twierdziła, ze dzieci nie mogą jeść za dużo słodkiego. Dziwne, że nie dodała, że ja nie powinnam (choc bylam zawsze chuda jak tyczka), bo gdy spałaszowała swój smakolyk szla odwiedzić ciocię mieszkającą dwa domy dalej. Widziałam, ze za każdym razem, po przyjściu do nich babci , kuzyn szedł do sklepu z charakterystycznym zielonym portfelem należącym do babci. O dziwo obladowany slodyczami i owocami.
Jako dziecko nie znosiłam nosić czapki. Wynikalo to głównie z tego, że kiedy w danym roku modny byl jakis typ czapki i wszystkie dziewczynki je nosiły, ja miałam czapkę z poprzedniego sezonu, albo jeszcze wcześniejszego. Mama kupowala zawsze wyprzedazowe z poprzednich sezonów, których nikt juz nie chciał. Z tego powodu inne dzieci smialy sie ze mnie. Dlatego wolalam nie nosić żadnej. Wtedy moja siostra, ktora bardzo mnie dbała, wpadla na pomysł, abym nosila opaski. Nie mieliśmy takiej, nie mieliśmy tez na nie pieniędzy, za to po domu walały się motki starej wełny, a babcia potrafiła dziergać. Bardzo sie cieszylam na myśl o opasce. Luczylam, że dzieci już nie będą mi dokuczać, a ja będę miec cieplo w uszy. Pewnego razu wybrałyśmy się z siostrą na spacer do babci. Ta powiedziała, ze opaski są prawie gotowe i można je przymierzyć. Podekscytowana chciała juz wstać, kiedy siostra mnie przytrzymała lekko reka i szepnęła"udawajmy ze są dla mnie". Bylam zdziwiona. Zrozumiałam, ze babcia zrobila je ze względu na myśl, ze sa dla niej. Dla mnie by iich nie zrobila. Tylko dlaczego? Bylam przeciez tylko dzieckiem. Nic jej nie zrobiłam? Żyłam w świadomości niechęci babci do mojej osoby. Choc zupełnie nie wiedziałam, z czego ona wynika.
Choc babcia pamietala doskonale o urodzinach jednego mojego brata i jednej mojej siostry oraz wybranych osób z kuzynostwa, o innych (w tym i o moich skutecznie udawalo sie jej nie pamiętać). Któregoś razu siostry wubieraly sie na spacer do babci. Nie chciałam im towarzyszyć, aby nie wzbudzać wrażenia, że oczekuję prezentu. W głębi serca, jak to dziecko, oczekiwalam. Zwłaszcza ze nie dostawalam w domu rewelacyjnych prezentów. Zostałam w domu i oglądałam muzyczna listę. W pewnym momencie zadzwonił telefon i do pokoju weszla mama. Powiedziała, ze babci czegos zabrakło i zebym poszla do sklepu to kupic, a potem zaniosla babci. Posłusznie tak zrobiłam. Gdy dotarlam na miejsce siostry poprosily, abym zaczekala na nie, bo również niebawem chca wracać. Usiadłam wiec z nimi w kuchni. Wtedy one zaczęły napominać, ze jutro sa moje urodziny, bo babcia zdawała się nie być swiadoma tego faktu. Dosc dlugo tez nie reagowala na ich podteksty w wypowiedzi. W końcu chyba poczula sie przyparta do muru przez nie. Stanela przede mną z tym swoim szmacianym porfelikiem i wyciągnęła z niego dwuzlotowa monetę, polozyla ja na rogu stolu, tuz obok mnie i powiedziała "prosze". Bylam zdumiona podwójnie. Raz, ze wogole cos dala, a dwa, ze taki ochlap. Chciałam pokazać, że nie w tym celu do niej przyszłam, dlatego powiedziałam cos typu, ze nie trzeba. Chyba to dalo babci do myślenia, ze wybrzydzam, ze za mało...
- Dlaczego gardzisz? - zapytala wzburzona - jak ja bylam w twoim wieku, to na urodziny dawali jedno kurze jajko. To i tak jest dużo.
szczerze wątpię, ze dostawalo sie jajko. Pradziadkowie byli rolnikami, wiec jajko bylo dla nich na porządku dziennym. Nie sądzę żeby traktowali je jak prezent. A nawę jeśli, to dlaczego nie stpsowala tej samej zasady innym wnukom? Innym potrafila dać w prezencie 50 a nawet 100 zl. A za samo, jak to ona mówiła"nawiedzenie" moja miejska kuzynka dostawala od niej 10 lub 20 zl.
Nie miałam imprezy z okazji 18-tych urodzin. Nie bylo na nią stac moich rodziców, nie miałam wielu bliskich koleżanek, które mogłabym zaprosić, no i wstydzilam się zaprosić kogokolwiek do biednego domu, nie mając tez pewności, czy nie zafunduje tez innej atrakcji w postaci pijanego ojca. Moja chrzestna jednak zapowiedziała się, że mimo wszystko przyjdzie. Nie oczekiwala imprezy. Stwierdziła, że przez lata nie obchodziła moich urodzin, wiec chce mi cos ofiarowac ba osiemnadyke chociaż. Przyszla i dala mi skromny, ale za to od serca zloty pierscionek. O dziwo dostałam jeszcze jeden. Od tej samej siostry, ktora organizowala dla mnie opaski. Obawiala sie, ze nie dostanę żadnego prezentu i podarowala mi będę ze swoich pierścionków. W liceum otrzymywalam skromne stypendium naukowe, z którego pokryqalam wszystkie swoje wydatki: Bilet do szkoły, ubezpieczenie i inne opłaty szkolne, podręczniki i przybory szkolne, ubrania itp. Z tych tez środków kupiłam kilka rodzajów ciasta na dworcowej cukierni i przywiozła do domu, aby chociaż tak skromnie ugościć moich urodzinowych gości , czyli rodziców, rodzenstwo i chrzestna. Niespodziewanie zjawila się tez babcia, przyprowadzając ze sobą jeszcze swój siostrę i jej męża. Choc przez lata udawała, że nie wie o dacie moich urodzin, tego dnia od progu zawolala "chodź, oto prezent". Bylam zdumiona i podeszlam odebrać podziurawiona foliowa reklamówkę w brzydki ciemny wzór. Tradycyjnie powiedziałam cos typu "naprawdę nie trzeba bylo". Na co usłyszałam szyderczy glos babci. "tylko maslo i faworki sa dla Dominiki" (czyli dla mojej siostry). Poza nimi w siatce byla platikows butelka z mlekiem od jej krowy, które i tak zawsze przynosiła. Nie byl to więc żaden prezent. Ale widziałam na jej twarzy, że zakpienie ze mnie sprawilo jej przyjemność.Bez jakiegokolwiek refleksji czy wstydu zajadala się moim urodzinowym ciastem raczac tez swoja siostrę i nie zwracając uwagi na to, jak mnie potraktowała.
Czasem bylo tak, ze dzwonila do mamy, abym kupił jej cos w sklepie i przyniosła. Zawsze skrupulatnie to wykonywalam. Na powrót miała zabrać od babci mleko. Przynosilam zakupy, rozpakowywalam i byli ok. Choc słowa dziękuję się nie doczekałam. Ale gdy przyszedł moment, w który pytalam o mleko, za każdym razem uzyskiwalam odpowiedź MLEKA NIE MA. Początkowo bralam to za żart i dopytywalam o nie kilkukrotnie. Po pewnym czasie przestalo mnie to śmieszyć. Czułam się poniżana jak żebrak, którego się laje, choc zachecono go uprzednio, aby przyszedl po datę. Dlatego, gdy kolejny raz usłyszałam typowe MLEKA NIE MA, zaczelam mówić "aha, no to juz pójdę". Wtedy babcia wolala "mleko jest. Idź tam w komorze stoi nslej sobie".
Przez te wszystkie lata nie bylam w stanie tego zrozumieć. Dzis nadal nie potrafię. Chodziłam do niej z zakupami, jak ten czerwony kapturek z koszyczkiem. Ale zamiast babci, zawsze spotykalam wrednego wilka w skórze babci.