Odkąd pamiętam moi rodzice byli bezzębni. Nie mieli nawyku dbania o zęby, mycia i wizyt u dentysty. Nie zwracali też uwagi na nasze uzębienie. Ja nawet nie pamiętam, żebym jako dziecko miała szczoteczkę do zębów. Pierwszą dostałam chyba w drugiej klasie szkoły podstawowej, kiedy to w szkole miała odbyć się fluoryzacja i kazano przynieść szczoteczki do zębów. I dopiero wtedy mi ją kupiono. Na każdy bilansie miałam zapis : nie dobór wagi i wzrostu, próchnica liczna, wada postawy – skolioza. Ale na tym się kończyło, lekarz i pielęgniarka wypisali świstek, ale nikt łącznie z moimi rodzicami nie poczynili najmniejszego kroku, aby coś z tym zrobić. I tak żyłam z tańczących w zębach próchnicą. Powodowało to nieprzyjemny zapach z ust. Wiedziałam, ze dzieci się ze mnie śmiały też z tego powodu, ale znów udawałam, że nie słyszę tego. Kiedyś była sytuacja przed wyjazdem do teatru chyba i koleżanki mówiły co wezmą ze sobą do jedzenia. Mirella powiedziała, że weźmie gumy miętowe, żeby poczęstować kogoś, żeby nie czuć smrodu. Wiedziałam, że ma na myśli mnie i że inni też o tym wiedzą, ale nie miałam możliwości bronić się. Takie były fakty. Próchnica miała się coraz lepiej w mojej jamie ustnej i zbierała niesamowite żniwo. Kiedy miałam zęby mleczno rodzice nie kontrolowali ich . Jedyne co, to kiedy wspomniałam, że mi się rusza któryś ząb, mama mówiła ”Daj tylko zobaczyć”, a kiedy ja ufnie otworzyłam buzię, ona wkładała tam palec i szybko wyrywała ząb. Tzn. chciała szybko, ale nie zawsze tak wychodziło i sprawiało ból. Prawie wszystkie zęby miałam podziurawione próchnicą. Nie ma się czemu dziwić, niedobory jakościowe i ilościowe w pożywieniu oraz całkowity brak higieny jamy ustnej nie mógł się niczym innym skończyć. Jedna górna dwójka jakimś cudem była zdrowa i nie wypadała długo, aż stała dwójka zaczęła wyrastać za nią. Nikt nigdy nie rozmawiał ze mną o zębach. Jak powinno się postępować itp. Aż któregoś razu mleczna dwójka wypadła, a nowa rosła sobie w drugim rzędzie, za pozostałymi zębami. Podczas kolejnego bilansu napisano mi, że konieczna jest wizyta kontrolna w poradni ortodontycznej. Mama jednak odpowiedziała mi, że ciocia była z kuzynem w takiej samej sprawie w poradni i jedyne co jej kazano, to aby sam językiem kilka razy dziennie wypychał zęba do przodu. Czy ona sama to wymyśliła, czy wierzyła w skuteczność tego, nie mam pojęcia, ale nie miałam możliwości z nią polemizować, oczywiste było, że mnie nie zabierze. I tak żyłam z tym zębem z tyłu, starając się o tym nie myśleć. Ale to nie był jedyny problem. Moje zęby stałe się psuły. Nie było chyba zęba, który nie byłby dosięgnięty próchnicą, a później zaczynał się ból. Kiedy mówiłam, że mnie boli ząb dawano mi tabletkę, albo sugerowano, że szukam wymówek, aby nie iść do szkoły. Nikomu nie przyszło do głowy, aby zabrać mnie do stomatologa. Przy dolnych szóstkach miałam stale opuchnięte dziąsła z ropą. Sprawiało mi to ból i wstydziłam się zapachu wydobywającego się z ust. Kiedyś Eliza kupiła chipsy o nowym grzybowym smaku. Spacerowałyśmy po alejkach szkolnego parku i jadłyśmy je. Bardzo bolał mnie ząb. Z każdym kęsem coraz bardziej, ale były takie dobre, a ja nie miałam na takie pieniędzy, że mimo bólu częstowałam się i jadłam. W pewnym momencie Eliza zaczęła się śmiać i powiedziała, że jak je jem, to mam minę, jakbym fakt jedzenia bardzo przezywała. Owszem, byłam biedna i nie miałam na chipsy, ale fakt miny wynikał z ogromnego bólu zęba. Z czasem postanowiłam sama pójść do dentysty, bo decyzji rodziców nigdy bym się nie doczekała. Zarejestrowałam się na wizytę na NFZ i poszłam. Dzisiaj zastanawiam się, czy to zgodnie było z przepisami, aby przyjąć 13-latkę bez rodzica. Była to moja pierwsza wizyta i nie wspominam jej najlepiej. Dentystka była nie miła. Byłam pierwszy raz w gabinecie stomatologicznym, usiadłam na wskazanym fotelu. Nagle dowiedziałam się, że siedzę niewłaściwie, kiedy usłyszałam „Wyżej, nie jesteś na leżaku na plaży”. Zrobiło mi się głupio , szybko podciągnęłam się na fotelu i powiedziałam cicho, ale z uśmiechem maskującym stres, że pierwszy raz jestem u dentysty, w odpowiedzi usłyszałam wredne „widać”. Wyrwała mi dwa zęby i to był koniec pierwszej wizyty. Więcej do niej iść nie chciałam. Zdecydowałam się, kiedy na NFZ była już inna dentystka. Ale cóż znów najadłam się wstydu. Okazało się, ze na czwórce, którą mi robiła trzeba było założyć plombę, ale NFZ na tym zębie refundował jedynie czarne plomby. Dlatego zapytała mnie co ma zrobić, bo częściowo będzie ją widać. Siedziałam jak kołek i nie wiedziałam co powiedzieć. Nie miałam pieniędzy na światło utwardzalną białą plombę, a nie chciałam mieć czarnych zębów. Siedziałam jak kamień i zastanawiałam się, aż cicho powiedziałam, żeby była zwykła, bo nie miałam innego wyjścia.
Kiedy już zaczęłam pracę siostra zarejestrowała mnie na prywatną wizytę, do dentystki, do której sama chodziła. Okazało się, że to ta sama, u której byłam za pierwszym razem. Miała mi wyleczyć ząb. Założyła truciznę i miałam przyjść za dwa dni. Niestety wieczorem poczułam, jak twarz mi puchnie. Mój policzek podwoił swoją objętość, a jej gabinet był już nieczynny, telefon z kolei nie odpowiadał. Pojechałam z samego rana do niej, aby coś z tym zrobiła. Powiedziała, że muszę mieć antybiotyk i że może mi wypisać, ale jako że nie ma umowy z NFZ, będę musiała zapłacić 100%, chyba że pójdę do rodzinnego lekarza. A dodatkowo powiedziała, że jak tylko poczułam, że coś się w tym zębie dzieje powinnam była to lekarstwo wydłubać. Grrrr….. Chyba to powinna była powiedzieć po jego założeniu, a nie po takim czasie. Skąd miałam wiedzieć co zrobić. Nie miałam pieniędzy na pełnopłatne leki, więc poszłam do lekarza rodzinnego, gdzie spędziłam pół dnia w kolejce. I tak siedziałam z opuchniętą twarzą, przyciągając na siebie wzrok przechodzących obok mnie osób i kierowcy autobusu, u którego musiałam kupić bilet. Kiedy zjadłam antybiotyk wróciłam do niej z tymi moimi zębami i założyła mi plombę. Na koniec kazała sprawdzić czy równo, czy dobrze i się gryzie itp. Powiedziałam szczerze, że trudno mi się gryzie, przy taki skrzywieniu uzębienia. Faktycznie, ja jedząc, bardziej urywałam jedzenie niż cięłam je zębami. Znów usłyszałam „Ale chyba jakoś gryziesz?”. Nie miałam siły jej tego tłumaczyć. Myślałam, że może chociaż prywatnie się jakoś przemoże, aby nie być niemiłą dla pacjentów, ale nie. Nie dość, że brała grube pieniądze, to jeszcze była nieprzyjemna.
Ciężko było mi żyć z tymi zębami. Miały nieładny odcień żółtego oraz były krzywe. Wstydziłam się śmiać, albo się zasłaniałam ręką, albo chichotałam w środku, co czasem kończyło się prostackim wybuchem. Najbardziej nieprzyjemne sytuacje z tymi zębami związane miały miejsce gdy byłam w liceum. Kiedyś usiadłam do jednej koleżanki z klasy, a ona nie skupiała się na rozmowie ze mną , tylko patrzyła mi na usta i zapytała „Nie masz zęba?”. Nie było to jakieś złośliwe czy wrednie powiedziane, ale zabolało. Później kolega z klasy powiedział mi, że chłopcy z równoległej klasy nazywają mnie dziewczyną bez zęba na przedzie. Było mi bardzo przykro. I tak żyłam sobie z tymi zębami i ciągle myślałam, żeby mieć proste i białe. Kiedy zaczęłam dostawać stypendium kupowałam sobie pastę i regularnie zmieniałam szczoteczkę. Pewnego razu pomyślałam, że jak wybielę zęby, to będzie widać, tę schowaną za pozostałymi dwójkę. Na profesjonalne wybielanie nie było mnie stać, na nowoczesne paski wybielające, które weszły akurat na rynek też nie. Za to kupiłam niedrogą pastę w Rossmannie. Efekt po pewnym czasie się pojawił, ale był krótkotrwały, za to składniki tej pasty dodatkowo osłabiły mi zęby.
Ciągle marzyłam, aby coś z nimi zrobić, ale nie miałam ku temu środków. Dopiero jak poznałam chłopaka, który bardzo mi się spodobał, postanowiłam coś z nimi zrobić. On miał idealne białe perełki, więc powiedziałam mu, że zamierzam założyć aparat. Ale w związku z brakiem pieniędzy zwlekałam, ale on ciągle mnie o to pytał i pytał. Więc zdecydowałam się to zrobić, aby wyjść z twarzą. Ale nie miałam 3 tysięcy, żeby zapłacić. Ortodontę wstydziłam się zapytać, czy realizuje takie usługi na raty. Dlatego wzięłam pożyczkę w banku. Niestety jej raty bardzo nadwyrężyły moje dochody i aparat owszem miałam, ale na wizyty kontrolne nie było mnie stać. I nadal mnie nie stać. I tak od pięciu lat noszę aparat na zębach, który już jest bardzo uszkodzony, Właściwie ten drut ledwie się trzyma i wysuwa się, kiedy coś ugryzę twardszego. A o stanie moich zębów, aż nie chce mi się pisać. Niemal każdy ząb ma ubytek. A ja? A ja nie mam złamanej złotówki, aby pójść do dentysty. Chociaż druga sprawa jest taka, że jest mi bardzo wstyd z powodu aparatu i zapuszczonych zębów, a przez ten wstyd i brak środków na leczenie stomatologiczne, moje zęby stają się coraz bardziej zniszczone…